Kreta, wyspa wśród morskiej rzucona otchłani,
Żyzna, pełna uroków - a siedzą tam na niej
Roje luda, a liczy dziewięćdziesiąt grodów.
Moc tam różnego szczepu i mowy narodów.
Są Achaje, Kydony, Dory bujnogrzywe,
Pelazgi, toż Kreteńcy, tubylcy właściwe.
Na wyspie jest gród Knossos, wielki i stołeczny,
Gdzie lat dziewiątek władal Minos (...)
Odyseja, pieśń XIX

29 kwietnia 2011

Na krótko w UK :)

W drodze na Kretę - "zahaczyłam" o inne wyspy, te bardziej na północy :) Podróż autokarem dostarczyła "niezapomnianych"przeżyć w postaci przykurczu mięśni nóg, bólu kręgosłupa i totalnie rozładowanej komórki... to ostatnie okazało się mało fortunne ;) Ale jakoś dałam radę :-) Teraz do 5 maja sielska, an(g)ielska wieś - w towarzystwie owiec, krówek, koników, kurczaczków - no i oczywiście mojej sister i jej rodzinki ;) Te klimaty też mają swój urok i na swój sposób też za nimi tęsknię, jednak Kreta jest niezastąpiona...Jutro z rana szusujemy na giełdę kurczaków - moja siostra ma nowe hobby, dzięki któremu jaja kupowane w sklepach są już tylko odległym wspomnieniem ;)

Ten wpis odbiega nieco od głównego tematu - jednak miałam nieodpartą potrzebę zaznaczenia wyżej wymienionego faktu i dobrze się z tym czuję ;))

To na razie ***

19 kwietnia 2011

A jednak ... 05 maja - kierunek: Kreta (via UK :))

Postanowione: 27 kwietnia - UK (autokarem - zapewne podróż niezapomniana ;))),  potem 05 maja  - kierunek: Heraklion na Krecie. Wszystko organizowane w szaleńczym tempie, więc obecnie nie mam czasu na nic. Postaram się naskrobać coś jeszcze zanim wyjadę do UK, no i oczywiście potem na bieżąco będę nadawać z Krety :) 

No to tym razem chyba tyle :) ***

                                                    Przystań w Hersonissos o zmierzchu :)

13 kwietnia 2011

"Szefie, czy widziałeś kiedykolwiek taką piękną katastrofę?" - Alexis Zorba i jego sposób na życie :)

 Film „Grek Zorba” Michaela Cacoyannisa (książka ciągle przede mną;)) miałam okazję obejrzeć  na długo przed tym, zanim znalazłam się pierwszy raz na Krecie…a właśnie z tą wyspą nierozerwalnie związana jest postać Alexisa Zorby i jego twórcy – Nikosa Kazantzakisa.




 Najbardziej znany, współczesny pisarz grecki Nikos Kazantzakis urodził się w 1883 r we wsi Mirtia – 24 km od Heraklionu -  na Krecie. W tym okresie wyspa nie należała jeszcze do niepodległej Grecji i wciąż walczyła o zrzucenie tureckiego jarzma. Rodzina Nikosa – tuż po jego narodzinach musiała uciekać z ogarniętej krwawymi walkami Krety. Osiedlili się na wyspie Naxos. Kazantzakis zawsze jednak czuł się Kreteńczykiem i tu też został pochowany w 1957 r.

Dorobek literacki Kazantzakisa jest bardzo bogaty, ale sławę zawdzięcza głównie  szorstkiemu, ciepłemu i beztroskiemu Zorbie.

Do twórczości Kazantzakisa jeszcze wrócę za jakiś czas, teraz chciałabym się skoncentrować głównie na „Greku Zorbie”. :)





Tytułowy bohater to osobowość niesamowicie barwna. Hulajdusza, dla którego najważniejsze są kobiety, wino i śpiew. Jednocześnie to również prosty i niezwykle wrażliwy człowiek, potrafiący cieszyć się pięknem przyrody, mający własną i niepowtarzalną filozofię życia, która bywa ciężka do przyswojenia dla osób spoza tego specyficznego kręgu kulturowego. To człowiek żywiołowy, całkowicie niepoddający się  ustalonym normom. Jakby tak się dokładniej przyjrzeć współczesnym Grekom – zbyt wiele od Zorby się nie różnią. Zapewne zmieniające się realia życia wymusiły konieczne zmiany, niemniej jednak pewne cechy charakteru pozostają w tym narodzie niereformowalne ;) I w tym chyba tkwi największy urok (czasem nieco wkurzający ;)) Greków…

Basil, angielski pisarz greckiego pochodzenia wyrusza na Kretę. Celem jego podróży jest ponowne uruchomienie kopalni należącej do jego rodziny. W trakcie podróży poznaje tytułowego Alexisa Zorbę - pełnego życia, bezpośredniego i (pomimo niełatwego życia) zachowującego niezwykły optymizm Greka. Zorba nie rozstaje się ze swoim instrumentem – santuri, najchętniej oddaje się żywiołowym tańcom i śpiewom. Jego filozofię życiową można sprowadzić do hasła: "Ciesz się z każdej chwili, bo życie jest tylko jedno".
Oferuje Basilowi swoją pomoc przy uruchamianiu kopalni. Pomimo chropawych początków nieco flegmatyczny Anglik zaprzyjaźnia się z niezwykle żywotnym Grekiem.  Na Krecie czynnie uczestniczą w wiejskim życiu, przeżywają chwile radości, ale też i smutku. Grek staje się nieodłącznym kompanem swojego szefa,najlepszym pracownikiem, przyjacielem i jednocześnie nauczycielem w tej bardzo specyficznej „szkole przetrwania”. We wszystko co robi wkłada maksimum swojej energii. W dzień pracuje w kopalni a wieczorami zaś w jego życiu króluje to co najbardziej na świecie kocha: wino, muzyka, śpiew i kobiety. Do kobiet Zorba ma wielką słabość – zwłaszcza do wdów.  Najbardziej znamienna i charakterystyczna scena końcowa filmu, słynne zdanie: „Szefie, czy widziałeś kiedykolwiek taką piękną katastrofę” i niesamowity taniec – przeszły do historii i odcisnęły swoje piętno na niejednej ludzkiej duszy ;)  Zresztą cały film pełen jest scen, nierzadko brutalnych,  które mocno wgryzają się w świadomość człowieka i powodują, że zaczynam zastanawiać się nad tym, czy miałabym ochotę spotkać się – face to face -  z niektórymi aspektami oryginalnej, dawnej kreteńskiej "tradycji" …;)  Ale o kulturze, tradycji i zwyczajach panujących na tej wyspie – następnym razem…

Póki co parę przydatnych informacji dla tych, którzy chcieliby wybrać się w podróż po Krecie szlakiem Zorby…

Znaczną część filmu „Grek Zorba” sfilmowano w bardzo malowniczych miejscowościach Plaka i Kokkino Chorio (prefektura Chania) położonych nad morzem na półwyspie Drapano w połowie drogi pomiędzy Rethimno a Chanią. W północno-zachodniej części półwyspu Akrotiri (również prefektura Chania) leży wieś Stavros gdzie na plaży w cieniu majestatycznej góry – zwanej przez mieszkańców "Górą Zorby" – nakręcono sceny finałowe filmu. Poza tym – obowiązkowa wycieczka do Ierapetry (prefektura Lasithi – na południowym wybrzeżu Krety), gdzie mieszkała  francuska kurtyzana madame Hortense. Można tam obejrzeć miejsce, w którym umyto jej ciało jak i mieszkanie, które splądrowały sąsiadki tuż po jej śmierci. W Ierapetrze na początku XX w naprawdę żyła francuska kurtyzana, na której Kazantzakis wzorował postać swej bohaterki.

To chyba tyle na razie. Do filmu o Alexisie Zorbie wracam co jakiś czas, głównie po to aby po raz kolejny nabrać przekonania, że należy się cieszyć każdą chwilą życia – nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że bardziej „pod górkę” już mieć nie możemy… :)

***



09 kwietnia 2011

Szybka wizyta :)

Kolejna szybciutka wizyta aby czasem ten mój blog nie zapomniał o mnie ;) Dni tak szybko lecą, sporo rzeczy do zrobienia, forum do lekkiego "liftingu" - muszę jakoś nad tym zapanować. A bywa trudno...pogoda nieciekawa i człowieka dopada kolejne jakieś przesilenie ;) Wkrótce znowu tu zajrzę...póki co zdjęcia i grecka muzyka osładzają mi egzystencję w kraju zwanym Polską ;) 

Widok na fragmencik Hersonissos spomiędzy drzewek oliwkowych w drodze powrotnej z Koutouloufari :)  

No to na razie ***



03 kwietnia 2011

Stalida....

Niewielki kurorcik, położony pomiędzy Hersonissos a Malią, ok. 35 km od stolicy wyspy - Heraklionu...oblegany głównie przez turystów z UK, Niemiec, Holandii a także Rosji, Czech i Polski ;) Spokojniejszy niż bardzo "angielska" Malia, niemniej jednak trudno tu szukać tradycyjnych, kreteńskich klimatów ;) Co nie przeszkadza, że strasznie tęsknię za tym miejscem... Trzy sezony swoje zrobiły... :)




Większość przewodników określa ten rejon Krety jako najmniej ciekawy, głównie dlatego, że jest to region najbardziej komercyjny. Hersonissos i Malia to kurorty głównie dla osób uwielbiających wszelkiej maści szaleństwa ;) Stalida - jak już wspomniałam jest najspokojniejsza z tego turystycznego "Trójkąta" :) Plaże w tych okolicach są jednymi z ładniejszych na Krecie. Uwielbiałam nocne spacerki po nadmorskiej promenadzie, czasem pół nocy spędzaliśmy na pogaduchach przy piwku na jednej z plaż ... Strasznie brakuje mi tej atmosfery wiecznych wakacji :)


 Stalida z oddali, w drodze do Hersonissos...

Sztormowa Stalida - pod koniec października...przedostatni dzień mojego pobytu w 2009 roku. Wiało, lało, szumiało - ale mimo wszystko było genialnie :) I smutno - że trzeba wyjeżdżać...



Im bliżej sezonu, tym tęsknota staje się coraz bardziej nie do zniesienia...zwłaszcza, że nie mam pewności czy jednak dane mi będzie po raz kolejny zaokrętować przy tej niesamowitej "przystani"... ;)
Φιλακια σε ολουσ :)