Kreta, wyspa wśród morskiej rzucona otchłani,
Żyzna, pełna uroków - a siedzą tam na niej
Roje luda, a liczy dziewięćdziesiąt grodów.
Moc tam różnego szczepu i mowy narodów.
Są Achaje, Kydony, Dory bujnogrzywe,
Pelazgi, toż Kreteńcy, tubylcy właściwe.
Na wyspie jest gród Knossos, wielki i stołeczny,
Gdzie lat dziewiątek władal Minos (...)
Odyseja, pieśń XIX

26 listopada 2011

Na rozdrożu...


Uciekłam z Krety i życie trwa dalej :) Nic się w tym zakresie nie zmieniło i nie ma prawa się zmienić. Może poza jednym.

Ludzie planują. Planują swoje życie, planują swoje wakacje już na przyszły rok – często również w Grecji (mimo obecnej sytuacji). Ludzie mają życie poukładane od A do Z. Moje życie takie nie jest i nie mam pewności czy kiedykolwiek takie będzie :)

W zasadzie od jakiegoś czasu jestem na rozdrożu. (podobnie jak obecnie Europa;))  I to takim „off – roadowym” raczej. Nigdy nie lubiłam prostych, asfaltowych ścieżek, które bezpiecznie doprowadzą człowieka do celu. Mimo, że takie ścieżki starano mi się wkładać pod stópki, że przez jakiś tam czas starałam się taką asfaltową dróżką podążać, zawsze gdzieś jakoś „niechcący” udawało mi się zboczyć i wypaść poza główną drogę...a jak już wypadałam –  nie dość, że kamyczki, błotko itp to jeszcze jakoś zawsze pod górkę;)

Stabilizacja. Słowo to jak mantrę powtarzają wszyscy dookoła. Moja rodzina, znajomi i czasem nieznajomi, którzy przypadkiem staną się znajomymi ;) . Nie wyobrażają sobie innego życia niż to, które mają poukładane według literek alfabetu :)

No cóż...po ostatnim pobycie na Krecie postanowiłam, że muszę coś zrobić z tym moim „życiem na rozdrożu” ;) To znaczy, że muszę je jakoś ucywilizować ;) Nie można wiecznie żyć życiem cygańskim, bez stałej „bazy życiowej”, bez stałego dochodu...bez widoków na jakąś emeryturę...chociaż to ostatnie akurat najmniej do mnie przemawia z racji tego, że w PL akurat nikt nie ma widoków na normalną emeryturę za jakieś 20 lat ;) Zresztą – czy w dzisiejszym świecie ktokolwiek czegokolwiek może być pewny? Nawet ci co mają tak perfekcyjnie poukładane życie....I mimo, że tak solennie sobie obiecywałam, że się „ustabilizuję” – oczywiście na miarę moich możliwości ;) – teraz znowu nachodzą mnie wątpliwości...

Europa niemal w ogniu (chociaż ciągle wierzę, że sobie poradzi, bo jakoś nie wyobrażam sobie obecnie życia tylko i wyłącznie w PL;)) , zero stabilizacji politycznej, gospodarczej itp. – więc niby jak ja mam się ustabilizować?? ;)

Takie oto dylematy ostatnimi czasy mną targają...czy w ogóle zdolna jeszcze jestem do życia w miarę poukładanego wedle obowiązujących wzorców? ;) Mimo, że o stała pracę obecnie nigdzie łatwo nie jest, myślę, że jakąś na pewno uda mi się znaleźć...niekoniecznie bardzo ambitną, ale dającą chociaż minimalne STAŁE dochody...pytanie podstawowe jest jednak takie: czy naprawdę tego chcę? ;)  Nie wiem dlaczego stabilizacja kojarzy mi się z ograniczeniem mojej wolności, niemal przykuciem kajdankami do kaloryfera ;)) 

A może potrzebuję po prostu dobrego psychologa?? ;)))

I to by było tyle na razie***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz